5 grudnia 2012 roku
Beznamiętnie
patrzę przed siebie, nie rozglądając się na boki. Staram się nie zauważać
pogardliwych spojrzeń ludzi, którymi mnie obarczają. Każde z nich jest jak
kolejna igła wbijana w moje serce. Wiem, że oceniają mnie, choć nie znają
prawdy i nic o mnie nie wiedzą.
Chce mi się
krzyczeć, lecz zagryzam wargi, by nie wybuchnąć, nie okazać po raz kolejny
słabości. Udaję silnego, choć w głębi duszy jestem stosem niemocy. Czuję w
sobie lęk. Lęk przed ludźmi. To uczucie ciągle mnie prześladuje. Próbuję się
prześliznąć gdzieś między szparami, lecz ono trzyma mnie szponami, rozrywając boleśnie
delikatną warstwę skóry.
Nie wiem, co
się dzieje z moim życiem. Nie rozumiem tego, co jest dookoła mnie. Nie rozumiem
samego siebie. Nie potrafię nawet myśleć o tym, co będzie dalej, bo nie chcę,
żeby było jakieś potem.
Jak mam myśleć
o przyszłości, kiedy brzydzę się sobą? Każdego dnia patrzę na siebie z
nienawiścią. Każdego dnia boję się spojrzeć sobie w oczy, bo wiem, co w nich
odnajdę. Wszystko to, od czego chciałbym uciec jak najdalej.
Nie da się
wymazać z pamięci obcego dotyku. Złamali mnie. Sprawili, że przestałem być
człowiekiem. Ogarnęła mnie martwica.
Litość ludzi
sprawia, że czuję się ofiarą losu. Nie chcę tego. Jedyne czego pragnę to
ucieczki od tych miejsc, wspomnień i myśli. Potrzebuję wiedzieć, że jeszcze mam
szansę. Chcę łudzić się, że jest nadzieja.
Mechanicznie
stawiam nogę za nogą, ignorując szaleńcze bicie serca. Nie wiem po, co tam idę.
To kolejna forma destrukcji. Z każdym krokiem na mojej szyi zacieśniają się
niewidoczne więzy, czyniąc ze mnie niewolnika.
Idę jak
posłuszny pies. Nienawidzę się za to. On znów mnie zniszczy jednym spojrzeniem.
Znów sprawi, że poczuję się gorszy od śmiecia. A może to moje realia? Może to
jest prawdą? Że jestem zły, jestem najgorszy?
Jak wielkie to
ma dla mnie znaczenie? Nic nie zmieni tego, czego doświadczyłem. To sprawia, że
zawsze będę gorszy od innych ludzi. Będę naznaczony. Dogłębnie zniszczony.
Zawsze będę
czuł się gorszy, niezależnie od tego, co się wydarzy, niezależnie od zapewnień
ludzi. W moim sercu zostały wyryte inny słowa i czyny, które nie pozwalają, bym
mógł być taki jak oni. Zawsze będę inny, gorszy, odrzucony.
Każda myśl mnie
męczy i uderza głucho w pustkę, która rośnie z każdym kolejnym krokiem. Krew
szumi mi w uszach, gdy pcham przed siebie drzwi wejściowe. Adrenalina
natychmiast pojawia się w żyłach. Zaciskam zęby, by powstrzymać nagromadzone
przez lata lęki.
Wiem, że tu
jest. Wyczuwam go.
Nagle odżywa
we mnie każde wspomnienie, które tnie moje serce głębokimi sztychami. Czuję, że
powietrze ucieka mi z płuc jak za jednym uderzeniem w brzuch. Zaciskam dłonie w
pięści, wbijając paznokcie w skórę.
Jego postać
wyrasta przede mną nagle, niespodziewanie. Patrzę przed siebie zimnym wzrokiem,
starając się nie okazywać uczuć, choć i tak wiem, że czyta ze mnie jak z
otwartej księgi. Wie, że się boję. Wie, jak to wykorzystać przeciwko mnie.
Zastygamy w
bezruchu na dłuższą chwilę. Żaden z nas nie porusza się nawet o milimetr w
obawie przed reakcją drugiego. A potem na jego twarzy rozkwita obrzydliwy
uśmiech triumfu.
Znów tu
jestem. Na jego zawołanie, każde żądanie. Nie potrafię wyrwać się z tego zamkniętego
koła. Nie mam zaufania do siebie, każda droga ucieczki została odcięta.
- Bill – to jedno
słowo wystarcza. Wszystko wiem.
To nie ma
znaczenie, że miałem wolną wolę, gdyż on ją zniewolił. Zabrał całą moją
godność, naznaczył każdą myśl, która boleśnie wbija się w mój umysł. Ma mnie
całego w każdej chwili, o każdej możliwe porze.
Jego zimne
dłonie robią ze mną, co chcą, są tam, gdzie on zechce. Nie mam prawa do własnego
zdania, poddaje mu się i zagryzam wargi, by nie krzyczeć z bólu, który narasta
we mnie z każdą minutą.
Złe myśli
ciągną mnie w dół. Wypełniają drapiącą pustkę, którą nosze w sobie od dawna. Nic
się nie zmieni. Zawsze będę taki sam.
Więc bierz, co chcesz. Jestem twoją zabawką,
kukiełką, kolorową wydmuszką. Możesz mnie mieć, ilekroć chcesz. Będę posłuszny
jak najlepszy pies. Zrobię, co zechcesz. Nic nie mów. Jestem nikim i nikim
pozostanę.